poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 7

Wyjeżdżam z parku i kieruję się na drogę prowadzącą do małego sklepu spożywczego na końcu tej ulicy. Nie wiem o czym mam myśleć. Pustka, mam w głowie po prostu pustkę. A moje odczucia co do całej tej sprawy są okropne. Oszukuje wszystkie bliskie mi osoby. Albo inaczej po prostu nie mówię im niektórych rzeczy.  Zdecydowanie tak muszę sobie to tłumaczyć. Słyszę trąbienie samochodu, odwracam się i zdaję sobie sprawę, że jest to do mnie, a może raczej na mnie. Faktycznie przecież jadę środkiem ulicy. Zawszę tak robię, a samochody mnie wymijają i wszyscy są szczęśliwi. Ale oczywiście musi znaleźć się ktoś komu to nie pasuje. Zjeżdżam na pobocze, a samochód przyspiesza z piskiem opon. Czy aż taki problem sprawiłoby mu wyminięcie mnie. Z daleka widzę już neonowe logo sklepiku. Coraz bardziej czuję kłucie w żołądku z powodu głodu. Przyspieszam.
Podjeżdżam pod drzwi, zostawiam rower i wchodzę do sklepu. Kroczę do wielkich lodówek na końcu sklepu.

- Musli, musli gdzie jest musli.
Mówię pod nosem.
-Jest.
Wkońcu coś zjem. Wyciągam rękę do góry, staję na palcach i próbuję dosięgnąć pudełeczko, w którym znajduję się pożywienie. Wyciągam się na maksa i nic. Nie mogę dosięgnąć. Czemu ja jestem taka niska ? 165 cm, czy ja proszę o tak dużo ? Dobra muszę coś wymyślić. Podskakuję raz, drugi, trzeci i jeszcze raz. Uf nareszcie mam. Jednak czuję jak na głowie ląduje mi jeszcze kilka opakowań od tego produktu.
Brawo. 

Serio to musiało przydarzyć się akurat mnie ? Czemu to głupie musli musiało spaść. Z jednej strony jestem usatysfakcjonowana z powodu dosięgnięcia produktu. Lecz z drugiej jest mi strasznie wstyd.
Rozglądam się w prawo i lewo, w pewnym momencie w lewym rogu sklepu dostrzegam chłopczyka. Ma około 12 lat i aktualnie cicho chichoczę. To chyba przeze mnie. Spuszczam głowę w dół i zaczynam zbierać rozwalone przeze mnie produkty.
Następnie kieruję się do działu z owocami. Gdy już podchodzę do półki z bananami, sięgam ręką po trochę niedojrzały i z lekka zielony owoc. Muszę jeszcze wziąć M&M's. Ale to już przy kasie. Kładę rzeczy na taśmie, która przetransportowywuje je do rąk kasjerki. Ta z kolei podnosi produkty i przesuwa kodem kreskowym po czytniku. 

- Razem będzie 4,8$ - mówi nieprzyjemnym głosem
Wygrzebuje portfel z plecaka i próbuję wyszukać wśród drobnych. 
- Proszę - podaję jej 5 dolarów
- 3 centy reszty.
Wyciągam rękę, a ta kładzie na niej 3 penny*. Dziękuję i opuszczam sklep. Siadam na chodniku obok niego i zaczynam konsumować. Najpierw otwieram jogurt, przykładam pojemniczek z jego zawartością do ust i powoli zaczynam spijać jogurt oraz gryźć kawałki płatków .
Gdy kończę, odkładam pusty kubeczek obok siebie na chodnik. Biorę banana i próbuję go otworzyć. Emily zawsze się śmieje, że jestem jedyną osobą, która zaczyna jeść banana od drugiej strony. Nie rozumiem co w tym dziwnego ? Ja po prostu taka jestem. To także dotyczy się moich skarpetek. Zawszę noszę dwie różnie. Nie wiem czemu, chyba uważam, że przyniesie mi to szczęście. W sumie chodzę tak już z 7 lat. Jakoś mi to nie przeszkadza. Kurcze przydało bym mi się kakao do banana, jest jakiś nijaki. Albo lepiej nutella. Od razu nabrałam ochoty na naleśniki właśnie z bananami, bitą śmietaną i czekoladą. Mniam. Muszę to niedługo zrobić. M&M's wkładam do plecaka. Zjem je później. Biorę rower i kieruje się do skateparku. Może w końcu tak dotrę. Wyszłam z domu około 13 może nawet wcześniej i nadal nie ma mnie na miejscu, do którego się wybieram. Zostało mi jeszcze jakieś 10 minut drogi i chyba mnie już nic nie powstrzyma. Ale nic nie jest pewne. Ciekawe czy będzie dużo osób. Myślę, że nie, jest koniec lata więc większość osób chce jeszcze po surfować. Pewnie jeszcze 3 lata temu tez bym to zrobiła, lecz niestety po śmierci Matta odechciało mi się wielu rzeczy. Był ważną częścią mojego życia. Teraz nie mam osoby, której do końca mogę się wyżalić. On był jak drugi brat. Oddałabym wszystko żeby nadal żył. Im więcej o tym myślę tym bardziej chcę jechać pod jego grób. Zapaliłabym wtedy papierosa, powiedziała co mnie dręczy i bynajmniej część problemów by ze mnie zeszła, ale tak by mi się tylko wydawało. Wyjechałabym za bramy cmentarza i wszystko by powróciło. On by tego nie chciał. Mówił, że mam żyć pełnia życia. Cieszyć się tym co jest tu i teraz. Ale chyba troszeczkę mi to nie wychodzi. Może niedługo się to zmieni, mam taką nadzieję. Muszę sobie tak mówić. To powinno pomóc.

penny* - Jeden cent

Notka od autorki : Jeśli sie podobało zostaw komentarz albo prześlij link strony dalej :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz