sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 12

- Rosalie ? Nie spodziewałem się, że Cię jeszcze usłyszę słoneczko.
- Hej Nick. Tak ja też się nie spodziewałam, że do Ciebie zadzwonię.
- Więc co się stało kochanie ? - niech mi tu teraz z takimi słówkami ie wyjeżdża - Chcesz do mnie wrócić ? A może chcesz się jakoś zabawić ? 
- Nie, fu. Mam do Ciebie prośbę. Zawieź mnie do LA. Teraz. Zaraz.
- Ohohohoho a co ja z tego będę miał ? - łapczywy chuj - Wiesz, że nie robię niczego za darmo prawda ?
- Trudno było nie wiedzieć spędzając z tobą 3 lata - krew w żyłach zaczyna buzować
- Ojej ochłoń trochę skarbie. Ok, pojadę z tobą, a odwdzięczysz mi się nie długo.
- Dzięki - szkoda, że niedługo to ja będę na innym kontynencie. Dopowiedziałam w myślach.
- O której mam być ?
- Jak najszybciej.
- Ok. Schodź juz. Zaraz będę.
Szybko zeskoczyłam z łózka i wbiegłam do łazienki. Myję zęby i obmywam twarz zimną wodą. Włosy związuję w wysokiego koka i z kosmetyczką idę do pokoju. Wkładam ją do walizki jednocześnie wyjmując wygodny strój na dziś. Ubieram się w luźny biały top i jeansowe spodenki z wysokim stanem. Postanowiłam się nie malować. Nie ma najmniejszego sensu skoro przede mną jest wielogodzinna podróż. Zamykam ostatnią torbę i ciągnąc je wszystkie za sobą staję w progu pokoju. Zerkam na niego ostatni raz ze łzami w oczach. Wychodzę. Przejście z tymi bagażami sprawia mi dość spory kontakt. Siniaki i krwiaki z wypadku nadal są widoczne, a tym bardziej je czuję. Droga po korytarzu i schodach sprawia mi duży ból. Pełno zdjęć wiszących na na ścianach przywołuję dużo wspomnień. Tych dobrych, jak i tych gorszych. Zostawiam ciężkie ładunki w holu przy drzwiach i kieruję się do kuchni. Biorę kartkę i długopis. 

Droga Mamo !
Nie chciałam Cię budzić więc w sumie wyjechałam bez pożegnania. żałuję tego. Będę za tobą tęskniłam. Może nie w dużym stopniu ale jednak coś. Jak tylko dolecę to zadzwonię do Ciebie. Liczę na to,że ułoży Wam się z Willem. Kibicuję wam. U mnie w pokoju na biurku leży list. Proszę Cię daj go Emily. To bardzo ważne. I to chyba tyle...
Kocham Cię 
Rose xx
P.S. Przepraszam za wszystko. Błagam wybacz mi.

Położyłam list na stole kuchennym i biorąc zielone jabłko obrałam kierunek wyjścia z tego piekielnego domu. Wciągam na nogi zniszczone krótkie, białe Converse i wstaję zerkając przez ramią na to wszystko. Tyle rzeczy tu się działo. Ale niestety więcej nic z ważnego ze mną się tu nie zadzieje. Wynoszę wszystkie moje walizki na podjazd przed domem i siadam na nich oczekując na Nicka. To dość dziwne siedzieć na walizkach na środku ulicy o 1 w nocy. Ale cóż. 
W oddali widać już światła reflektorów samochodu. Podjeżdża obok mnie, Otwiera szybę i tylko się patrzy.
- Co się gapisz ? - odzywa się po chwili - Jedziemy ?
- A moje rzeczy ? - mówię wskazując na torby - Same się nie włożą.
- To je włóż - oznajmia sarkastyczne wychodząc z samochodu - daj to dzieciaku - sięga po pakunki i wrzuca je do bagarznika
- Ostrożniej.
- Ciesz się, że wogóle chce Ci pomóc.
- Dobra mniejsza. Jedźmy już - próbuję ominąć kłótni.
- To gdzie zawieść piękną Panią ? - pyta zajmując miejsce w samochodzie. Odpala auto i kieruje się w stronę LA
- Los Angeles International Airport.
- Gdzie ty lecisz ? - momentalnie odwrócił się w moją stronę - Co ?
- Patrz na drogę !!! - drę się
- Spokojnie. Wyluzuj.
- Ja po prostu nie chcę powtórki. Nie przeżyłabym tego - próbuję nie dać łzom wypłynąć - Nadal się nie mogę pozbierać.
- Przepraszam - wypowiada cicho - Nie chciałem.

                     ~*~*~*~*~**~*~~*~*~**~*~*~*~~**~*

Po 30 minutach jazdy dojeżdżamy pod lotnisko. Żadne z nas nie odezwało się od czasu gdy nakrzyczałam na Nicka. Wychodzę z samochodu, biorę walizki i obieram kierunek budynku lotniska.
- Czekaj idę z tobą - czuję szarpnięcie za nadgarstek - Daj to - mówi wskazując na bagaż.
- Dzięki ale sobie poradzę - wyszarpuję rękę i  idę dalej
- Ale to nie było pytanie tylko rozkaz.
- A co mnie to obchodzi - przyspieszam kroku - Odwiozłeś mnie dziękuję. Teraz możesz jechać spowrotem.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - cały czas podąża za mną - Jak mówiłem coś za coś. 
Przyciąga mnie do siebie. Jedna ręka ląduje na mojej tali, druga zaś na karku. Powoli zaczyna obdarowywać moją szyję pocałunkami. Próbuję mu się wyrwać ale na marne jest za silny. 
- Spokojnie maleństwo. Nie zrobię Ci krzywdy.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Posłuchaj mnie zdziro. Bez względu na to jak daleka wyjedziesz ja i tak Cię zniszczę. Wszyscy się dowiedzą jaka jesteś. Rozumiesz ?
-  Nie boję się ciebie. Stałam się silniejsza niż Ci się wydaje. Proszę zniszcz mnie i tak długo już nie pociągnę. Ale ty i tak będziesz skończonym skurwysynem i to wykorzystasz.
- Nawet nie śmiej się tak o mnie mówić zrozumiano ? - przyciska mnie do ściany i lekko poddusza - Zniszczę Cię suko. Jesteś tylko jebaną dziwką, która nie umie poradzić sobie ze stratą przyjaciela. I co jak myślisz, że ludzie zareagują na twoje blizny ? - nagle obleciał mnie strach. On ma racje - Co ?
- To już chyba moje sprawa nieprawdaż ? - próbuję wyminąć temat - To jest moje życie.
- Ale pamiętaj, że ja byłem ważną jego częścią tak ? - coraz bardziej się do mnie przybliża - I grałem w twoim umyśle pierwsze skrzypce zgadza się ?
- Dobrze powiedziane byłeś i grałeś - odpycham go od siebie i staram się odejść - Ale już nie jesteś i nie będziesz. 
- I tak Cię nikt nie zechce wiec prędzej czy później do mnie wrócisz.
Teraz przegiął. Zabrałam się w sobie. Odwróciłam i wymierzyłam siarczystego policzka, który uderza wprost o jego pierdolony ryj.
- Ale sobie nagrabiłaś moja droga - stoi w jednym miejscu - Znajdę Cię i zamorduję.
Odchodzę jak najszybciej w stronę wielkiego szklanego budynku. Nie chcę się nawet obracać. Wtedy strach sparaliżuje całe moje ciało. Ciągnę za sobą wszystkie walizki, torby i plecaki jakie mama. Jestem już na ostatku sił gdy odkładam rzeczy na linię, która przetransportuje je do samolotu. I teraz właśnie zaczyna się moja ucieczka.

Rozdział 11

Włożyłam list do koperty i zaadresowałam do przyjaciółki. Teraz tylko trzeba trzeba porozmawiać z mamą. To będzie cięższe niż się wydaje. Odwróciłam głowę chcąc spojrzeń, która jest godzina. Lecz zapomniałam, że wszystko jest spakowane. Super... Nacisnęłam telefon. Już 15:40 zaraz powinna być mama. Zaczęłam pocierać o siebie spocone dłonie. Czym ja się tak stresuję ? O Jezusie. 
Opadłam całym tułowiem na materac łóżka i przymknęłam oczy. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe i coraz trudniej było mi je otworzyć. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

                         ~*~*~*~*~*~*~

- Rosalie wróciłam ! - usłyszałam krzyk z domu.
- Zaraz schodzę - westchnęłam 
Starałam się iść jak najwolniej tylko mogę. W sumie nie wiem dlaczego. Przecież ta rozmowa i tak mnie czeka. Prędzej czy później. Wchodzę do salonu i siadam obok mojej mamy na sofie. Ma delikatnie przymknięte powieki, a jej głowa spoczywa na oparciu.
- Mamo musimy porozmawiać - w końcu odważyłam się to powiedzieć
- Przecież rozmawiamy - mówi sarkastycznie - Coś się stało ?
- Nie, znaczy w pewnym sensie tak.
- Słucham ? - nadal nie zmienia pozycji
- Bo ja... ja... ja wyjeżdżam - jąkam się
- OK, tylko wróć przed 11 bo jutro zaczyna się szkoła. Może nawet trochę wcześniej.
- Nie mamo ! - krzyczę - Ja się wyprowadzam. Wyjeżdżam z tej zapchlonej miejscowości !
- Co !? Ale... ale dlaczego ? - momentalnie się podnosi - Nie żartuj.
- Nie na taki temat. Mamo ja już nie chcę tu żyć.
- Czemu ? Ty mnie nie kochasz prawda ?
- To nie tak.
- A jak - krzyczy, a w oczach stają łzy - Wiedziałam, że długo nie wytrzymasz. Lecz nie spodziewałam się, że tak szybko się poddasz.
- Jak to wiedziałaś  ? - zbiła mnie tym z tropu - Co ty wiedziałaś ?
- To, że cierpisz.
- A dziwisz mi się ? Nick nagadał wszystkim, że jestem jebniętą dziwką. Puszczam się z kim popadnie i wiele innych rzeczy, o których nawet nie chcę myśleć. Do tego dochodzi śmierć Matta. Nie umiem sobie bez niego poradzić. Niby minęły prawie 3 lata ale ja cały czas pamiętam każdy, najmniejszy szczegół. Cały czas śni mi się ten głupi wypadek.- łzy niemiłosiernie płyną mi z oczu - Nikt mnie nie rozumie. A ty wcale nie jesteś lepsza. Wogóle się mną nie przejmujesz. Jest tylko praca, twój  facet i wszystko na około. Wszystko tylko nie ja. Zwalasz całą winę na mnie. Przeprowadzka Ericka, odejście taty albo to, że coś Ci nie wyjdzie w pracy.
- To nie prawda - mówi cicho - Wcale tak nie jest.
- A właśnie, że tak. Jest mi bardzo przykro. Ja już podjęłam decyzję I tylko chciałam Cię o niej poinformować. Prosił mnie o to Erick.
- Dobrze jedź. - oznajmia nieco spokojniej
- Pasuję Ci to ? 
- Nie, ale widzę jak tu cierpisz. Tylko pamiętaj ja zawsze tu będę. Możesz do mnie zawsze zadzwonić albo przyjechać.
- Na pewno będę dzwonić. Nie wiem czy przyjadę. Na razie chcę odpocząć.
Mama przyciąga mnie do siebie i przytula opiekuńczo. Obie płaczemy.
- Kiedy jedziesz ? - przerywa ciszę
- Dziś - odpowiadam po kilku sekundach ciszy
Zerkam na nią. Momentalnie smutnie jeszcze bardziej. 
- Mam Cię zawieść na lotnisko ? 
- Nie, poradzę sobie. Coś wykąbinuję.
- Aha - odpowiada i milknie
Siedzimy w ciszy. Wpatruję się w jeden punkt na ścianie. Nie mam pojęcia ile czasu mija. Nie obchodzi mnie to. Mama jest teraz jakaś inna. Jakby w ciągu tego czasu zamieniła się w w kogoś obcego. Cichą i bezbronną osobę.
- Ja pójdę na górę - oznajmiam
Nic nie odpowiedziała. Po prostu mnie olałam.

                          ~*~*~*~*~*~*~

- NIEEEEEEE MATT BŁAGAM CIĘ ! - budzę się z krzykiem.
Zerkam na na telefon. 00:22. Chyba czas najwyższy wstać. Przecież nie długo muszę jechać.
Podnoszę się i siadam bezczynnie na łóżko. Jestem zalana potem. Ten sen mnie prześladuję. Codziennie to samo. Impreza na plaży, Matt i ja wsiadający na motor i dwa światła uderzające w nas z ogromną siłą. Im  bliżej rocznicy śmierci, tym sen bardziej drastyczny. Nie mogę się od niego oderwać. Ten sen jest jak cień. Zawsze przy tobie. I nikt  ie może na to nic poradzić. To chyba na zawsze zostanie w mojej psychice. Nikt nie może pomóc, nikt nic nie może zrobić. Niby chodziłam do psychologa i do psychiatry ale to na nic. Leki też nie pomagają. Po pewnym czasie ja i mama dałyśmy sobie z tym spokój z myślą, że to minie. Jak na razie nie ma rezultatu. Nikt mnie jeszcze do końca nie pozbierał po tym wszystkim. Wiem, że dużo osób próbowało ale to na nic. Udawałam przed nimi, że wszystko jest okey. Nadal udaję. Oni nie mogą znać prawdy. Po co mają wiedzieć. Żeby tylko współczuć. To jest jeszcze gorszę. Nienawidzę tego uczucia. Stało się i się nie odstanie. A ludzie, którzy patrzą na Ciebie, a w oczach widzisz litość, żal czy łaskę. To tym bardziej sobie o tym przypominasz i chcę Ci się płakać. Ale teraz będę silna. Nie będę się mazała. Nie długo będę w Anglii i zrobię wszystko żeby moje życie nie wyglądało jak teraz. Lecz najpierw muszę sobie załatwić dojazd do Los Angeles. Biorę do ręki telefon i zaczynam przeglądać kontakty. Zatrzymałam się na literce N. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś ubiorę ten numer. Sama właśnie teraz wrzucam się w ogień. Jeden sygnał, drugi.
- Rosalie ? Nie spodziewałem się, że Cię jeszcze usłyszę słoneczko...

Rozdział 10

- Halo ? - mowie ospałym głosem.
- Hej -
odpowiada wesoło.
- Erick jest -
odwracam głowę i zerkam na zegarek - 3:41. Co się stało ?
- Mam dla Ciebie mieszkanie w Anglii.

- Co ty mówisz ? Naprawdę ? - od razu się rozbudzam - Nie żartuj za mną !
- Nie śmiałabym - cicho chichocze 
- Ale jak ty to tak szybko zrobiłeś ? Przecież to nie możliwe - nie mogę uwierzyć - Chyba, że załatwiłeś to nielegalnie ?
- Nie po prostu, brat mojego kolegi mieszka w Anglii, ale chciał się wyprowadzić lecz nie miał komu sprzedać mieszkania i ... 
- Nie mów, że je kupiłeś - przerywam mu - ja chciałam coś wynająć a nie. Nie stać mnie na to.
- Ale mnie stać. Zresztą ja kiedyś mu pomogłem, a teraz on pomógł mi. Proste.
- Ale ... 
- Nie ma żadnego ale, - teraz to on mi przerwał - Holmes Chapel.
- Co ? 
- Tam będziesz mieszkała i chodziła do szkoły. Wszystkie papiery są załatwione. Wystarczy, że przyjdziesz pierwszego dnia do szkoły, a oni wyślą papiery do twojego starego liceum i od razu Cię z niego wypiszą. 
- Ale ile Ci muszę oddać pieniędzy ? - pytam zakłopotana
- Mówiłem Ci, że facet, od którego będziesz miała to mieszkanie wysiał mi przysługe. a poza tym ty też mi wiele razy pomogłaś finansowo. Dałaś mi część kasy na studia. Wszystko jest załatwione wystarczy, że tylko podziękujesz.
- Dziękuje Ci najwspanialszy braciszku na świecie. Jesteś kochany i najwspanialszy na świecie.
- Oj bo się za rumienie - śmieje się - aha i samolot masz jutro o 4 rano z Los Angeles do Manchesteru. A później do Holmes Chapel przywiezie Cię ten mężczyzna, od którego kupiłaś dom, pokaże Ci tam wszystko, a później pojedzie do swojego nowego mieszkania. Okey ?
- Yyy, tak pewnie, ale bilet lotniczy to ja już sobie sama kupie. Mam wystarczająco dużo pieniędzy. 
- OK. Jak będziesz na miejscu to błagam skontaktuj się ze mną. - prosi 
- No oczywiście, że zadzwonię.
- I proszę Cię jeszcze o jedno. Powiedz mamie, że wyjeżdżasz. Ona to zrozumie.
- Ona zrozumie, błagam Cię.
- Naprawdę, ona nie jest wcale taka jak sobie to wyobrażasz.
- Okey. A jak Ci się układa z Amy ? 
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. Chcę zrobić jakiś krok w przód- oznajmia trochę zawstydzony - Ale jeszcze nie wiem.
- Czy ty masz na myśli ślub ? - pytam szczęśliwa
- Myślę, że już czas najwyższy się jej oświadczyć. Chcę tego, ale się boje. Doradzisz mi, proszę. 
- Więc, moim zdaniem jesteście idealną parą i bardzo do siebie pasujecie. Uważam, że powinieneś zaryzykować, moim zdaniem będzie ona zachwycona. A jeśli nie, to znaczy, że nie wie co traci. Takie jest moje zdanie.
- Dziękuję Ci, ale muszę już kończyć. To jak dolecisz to zadzwoń i wtedy jeszcze porozmawiamy.
- Okey. To papa i przesyłam buziaki.
- Cześć.

Zakończył rozmowę, a ja opadłam zmęczona na łóżko. 
- O mój Boże - mówię cicho pod nosem.
Nie wierzę, że to jest prawda. To niemożliwe. Czy teraz wkońcu wszystko zacznie się układać ? 

Wstałam i zaczęłam szukać jakichkolwiek walizek czy toreb, w które się mogę spakować. Wszystko jest na strychu. No super. Jest 4 rano, a ja będę robiła sobie wycieczki na strych. 

Staram się otworzyć drzwi jak najciszej i wychodzę na hol. Po ciemku kieruję cię do wejścia na strych i cicho otwieram drzwi i w tak samo je zamykaj jak tylko wchodzę do środka. Lekko stąpam po schodach prowadzących do góry. Gdy już docieram do góry, zapalam światło, a przed oczami ukazuję mi się pełne pomieszczenia starych i zakurzonych pudeł. Podeszłam do jednego z nich i zaczęłam wyciągać walizki. 

                        ~*~*~*~*~*~*~ 

Po trzygodzinnym pakowaniu jestem wykończona, a przecież zostało mi jeszcze jakieś trzy-czwarte rzeczy. Schodzę do kuchni, skąd słychać krzątanie się mojej mamy. Przekraczam próg pomieszczenia na co moja rodzicielka gwałtownie się odwraca.
- O Jezu ale mnie wystraszyłaś - oznajmia ze śmiechem - Co ty tu robisz tak wcześnie ? Jesteś chora ? 
- Nie, po prostu się już wyspałam - kłamie
- To dziwne jak na Ciebie - cały czas jest uśmiechnięta - Zjesz ze mną ?
- No.
- To na co masz ochotę ? 
- Płatki z mlekiem. 

Po pięciu minutach mama przedstawiła przede mną miskę.
- Kochanie ja już idę - oznajmia dając mi buziaka w policzek - będę po 16.
- A co ze śniadaniem ? - czekam na odpowiedź - Mamo ?
- Przepraszam ale mam w firmie dużo pracy. Do zobaczenia.
- Pa.
Podążam wzrokiem za kobietą opuszczającą dom. Znów to samo wychodzi rano, wraca wieczorem i nie ma na nic siły. Tak jest już od 3,5 miesiąca. Wiem, że ma teraz ciężki czas w pracy. nowy klient. Wielkie przedsięwzięcie całej firmy ale bez przeginy. Nawet nie wiem kiedy ostatnio miała wolne. Zacharowywuje się.
Westchnęłam i kierując się na górę odstawiłam talerz do zmywarki. Trochę obolała po incydencie na rowerze wkońcu doczłapałam się do swojego pokoju. znów muszę zacząć się pakować. Nie mam na to siły. 
Otworzyłam szafę, a od razu zleciała na mnie sterta ubrań. Faktem jest to, że nie przepadam za sprzątaniem. Przeniosłam stertę ubrań na środek pokoju. Usiadłam i zaczęłam je powoli składać, by następnie włożyć je do walizek.

                           `*`*`**``**`*`*`**`*`**`*`

Po siedmiogodzinnym pakowaniu w moim pokoju jest tak jakby... pusto. W sumie zostały tylko szafy, biurko, łóżko i obraz na ścianie. Wszystkie zdjęcia, ubrania, książki i różnego rodzaju rzeczy znajdują się teraz w walizkach. to jest cięższe niż się wydaje. Opuścić miejsce, w którym się wychowywało, przeżywało cudowne jak i za równo to mniej przyjemne chwile. Zawsze swoją wyprowadzkę wyobrażałam sobie inaczej. Przyszłabym z moim narzeczonym, który najpierw zapytałby o zgodę moich rodziców na przeprowadzkę. Przy pakowaniu rzeczy mielibyśmy wiele przyjemności, śmiechu i zabawy. Co jakiś czas skradałby on delikatne pocałunki. A na koniec Z płaczem zeszłabym po schodach. Gdy tylko zeszłabym ze schodów majo mama przytuliłaby mnie czule mówiąc, że przecież mogę ich zawsze odwiedzić. No ale niestety ja w bajce nie żyje, To jest prawdziwe brutalne życie. 
Postawiłam walizki pod ścianę, na której znajdują się drzwi wyjściowe z pokoju. Podchodzą do łózka, biorę po drodze zeszyt i długopis. Układam się wygodnie na łóżku i zabieram się za pisanie listu do Emily.

Kochana Emily !
Sama nie wiem czemu sprawy się tak ułożyły. Na wstępie chce Cię przeprosić, że nic Ci nie powiedziałam. Chyba nie umiałabym patrzyć Ci w oczy, czy  słyszeć tych pytań. Dlaczego to robisz ? Co Ci to da?  Tak po prostu musiało być. Nie byłam gotowa Ci powiedzieć.  A może nie chciałam. Wiem, że będziesz na mnie wściekła ale jak tylko dolecę to zadzwonię do Ciebie. 
Nie mam siły już tu mieszkać. Wszystko mnie wykańcza. Ta monotonność. ciągle to samo. Osoby jakie tu żyły. Wszyscy mnie już za przeproszeniem wkurwiali. Nikt nawet po części mnie nie rozumiał. Nick zniszczył mi życie, zniszczył mnie. A może to przez wypadek Matta nie umiem się pozbierać. Strasznie za nim tęsknie. Najlepiej odeszłabym do niego. Do innego świata. Do tego wszystkiego dochodzi moja mama. Czepialska i paskudna kobieta, która przestała przejmować się bliskim jej osobą. Ma dziwne zmiany nastroju. Cały czas jest w pracy. I zawsze ma do mnie jakieś pretensje. Matt był ważną częścią mojego życia. Bez niego jest mi strasznie ciężko. Czuję pustkę. Tęsknie za naszym co sobotnim piżama party. Mówi się, że przyjaźń damsko-męska nie istnienie. My byliśmy idealnym zaprzeczeniem tego. Było już tak dobrze. Wszystko się układało. Ale ten wypadek... Wszystko się po nim zmieniło. Cały czas śnią mi się urywki z tego dnia. Każde miejsce do jakiego nie pójdę przypomina mi o nim. Ja już nie wytrzymuje. To mnie przytłacza. Po tym wszystkim szukałam wsparcia w Nicku. Ale on się też zmienił jak każdy. Lecz u niego to było drastyczne. Zmieniając siebie jednocześnie zmieniając mnie. Ulegałam mu. Wiele razy. To było straszne. A gdy to się skończyło popadłam w jakąś paranoje. Alkohol, papierosy, czasem też zdarzały się narkotyki ale to rzadkość. Żyletka w mojej dłoni pojawiała się coraz częściej. A dalej n ie będę opowiadać bo znasz tę historię. Szczerze nie trzyma mnie tu już nic, a nic. Postanowiłam wyjechać. Tutaj każdy na o mnie zdanie. Gdyby nie Nick było inaczej. On postawił całą sytuacje w innym świetle. Anglia. Obrałam sobie taki cel. Wszystko jest już załatwione. Więc to chyba na tyle. Wszystko Ci wyjaśnię. Jak tylko do lecę to zadzwonię i wtedy pogadamy. Jest jeszcze Skype. Nie żyjemy przecież w XIX wieku. Przepraszam, że nie powiedziałam Ci osobiście. Chyba po prostu stchórzyłam.

Przesyłam buziaki, przytulasy i inne tego typu rzeczy 
Rosalie xx

P.S. Pozdrów ode mnie chłopaków.

Rozdział 9

- Ej małpo wstawaj - ktoś szturcha mnie w ramię - ileż można spać ?
- Daj mi jeszcze 7 minut proszę.
- Wstawaj głupia krowo !
- Przed chwilą byłam małpą - odpowiadam.
Odwracam się na drugi bok i przykrywam po same uszy kołdrą. Znów próbuję usnąć lecz niestety Em mi nie daje. Zaczyna ściągać ze mnie kołdrę i łaskocze mnie.
- Dobra, dobra już wstaję tylko przestań mnie łaskotać.
- Wiedziałam, że od łaskotania zmiękniesz - przyznała.
Zdejmuję do końca kołdrę z nóg i stawiam je na podłogę. W tej chwili oczy mojej przyjaciółki rozszerzają się.
- Co jest ? - patrze na nią pytająco - Coś nie tak ?
- Twoje nogi i ręka. Są całe sine - mówi lekko przerażona.
- To... to nic - jąkam się - przecież się zagoi.
Próbuję naciągnąć bluzkę, która i tak sięga mi do połowy ud, jeszcze niżej, tak by zakrywała krwiaki na udach.
- Może przynieść Ci jakiś lód ?
- Nie prawie mnie to nie boli - kłamię. Ona nie musi przecież wiedzieć, że cierpię po tym wypadku. Ale z czasem przejdzie.
- Idziemy jeść śniadanie ? - pytam uciekając od wcześniejszego tematu - która jest w ogóle godzina ?
- Prawie w pół do jedenastej. A co ?
- Mama powinna być w pracy. To dobrze. Chodź idziemy.
Schody są aktualnie moją największą przeszkodą. Emily zbiega z nich szybko. Ja natomiast skaczę na jednej nodze byle tylko nie stanąć na obolałą kończynę.
- Może Ci pomogę ?
- Nie no co ty jest okey.
- Nie musisz kłamać - odpowiada gdy zeskakuje z ostatniego stopnia - przecież widzę, że nie jest.
- Co chcesz zjeść ?
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam jestem tylko ciekawa na co masz ochotę.
- Na usłyszenie prawdy. A tak serio to może bagietka Francuzka z pomidorem i mozzarellą.
- Dobry pomysł.
W czasie przygotowywania jedzenia mamy dużo zabawy. Przy okazji jesteśmy też całe brudne. Urządziłyśmy sobie bitwę. Moimi nabojami były jajka, a jej mąka.
- Gdzie jemy ? - odzywa się Emily
- W salonie. Idź już i włącz jakąś muzykę.
- Poradzisz sobie ? - pyta retorycznie - daj wezmę bynajmniej sok.
- Okey.
Oglądam się za nią i czekam aż opuści. Gdy już to robi opieram się o blat i próbuję uspokoić. Miotają mną różne emocje. Od smutku, że okłamuję wszystkich, poprzez zawód na samej sobie, że nie umiem wytrzymać trudnego okresu. Ale dochodzi do tego jeszcze szczęście spowodowane tym, że może uda mi się wyjechać. Nie chcę dzwonić do brata, bo jeżeli zdoła coś załatwić to zadzwoni.
- Idziesz ? - krzyczy z drugiego pokoju
- Ta, ta już lecę.
Biorę talerze i powoli kuśtykam do salonu.
- Daj to ! - mówi wskazując na talerze - mogłaś powiedzieć, że Ci jest ciężko.
- Ale ja sobie poradzę - odstawiam talerze na mały stoliczek i siadam na kanapie.
- Czemu nie pójdziesz do lekarza ?
- Nie chcę robić z siebie takiej ofiary, która nie może znieść bólu. Poza tym to są tylko siniaki.
- Lecz przecież nic się nie stanie jak opatrzy to ktoś mądry.
- Co ? Sugerujesz, że jestem głupia.
- Nie, znaczy może troszeczkę - odpowiada ze śmiechem.
- Ohohohoho przegięłaś kochana - biorę poduszkę i uderzam ją nią w twarz.
- Moja droga to ty właśnie w tym momencie zaczęłaś bitwę.
Czuję uderzenie w twarz. Nie dam się tak łatwo. Odpłacam się jej tym samym. Nie pozwolę jej wygrać tej bitwy.
Po mniej więcej 15 minutach cała sofa była w piórach.
- Ups ! - odzywa się zdyszana Emily
- Ups ? Serio dziewczyno ups ? Rozwaliłaś połowę poduszek. - odpowiadam jej ze śmiechem.
- A ty drugie pół - odgryza się - pomogę Ci posprzątać i będę się zbierać do domu.
- Co ? Czemu ?
- Bo już na mnie poza. Zresztą mam nie długo pewnie będzie dzwoniła i się pytała gdzie jestem.
- I zostawisz mnie tu samą - pytam smutno - a jak ktoś się tu wkradnie ?
- Oj nie przesadzaj - wstaje i zaczyna zbierać pióra z podłogi - nie patrz tak, tylko wstań i mi pomóż.
- Okey okey.
Wstałam i zaczęłyśmy sprzątać. Między nami panowała cisza. Niezręczna cisza. Nie wiem dlaczego ale chyba coś jest nie tak jak powinno być.
- Ciekawe jaki będzie ten rok ? - zaczęła po chwili.
- Masz na myśli szkołę ? - odpowiadam trochę niepewnie.
- No, ciekawe jak będzie ?
- Nie mam pojęcia - uśmiecham się sztucznie - ale pewnie monotonnie.
- O co Ci teraz chodzi ? - da się wyczuć lekką złość w jej głosie.
- Nic, nie ważne - oznajmiam z niechęcią
- Ja już chyba pójdę - podnosi się i kieruje na korytarz.
Wstaję i idę za nią. Śmieszy mnie podejście Emily do całej naszej rozmowy. Próbuje uniknąć kłótni i dlatego wychodzi. Tak jest zawsze. Nigdy nie możemy szczerze porozmawiać. Jak próbuje zacząć jakiś temat, który mnie dręczy to ona go w każdy możliwy sposób unika.
Opieram się o ścianę i patrzę jak ta zakłada buty. Podchodzi do mnie i daje buziaka. Wychodząc, odwraca się i przez ramię mówi do zobaczenia.
Zrezygnowana idę do kuchni. Muszę czymś obłożyć nogę. Podchodzę do lodówki i wyjmuję mrożony groszek. Kuśtykam do salony, biorę ze stolik pilot i wygodnie układam się na łóżku.


                          ~*~*~*~*~*~*~


Cały dzień spędziłam na oglądaniu najróżniejszych filmów. Mama nadal nie wróciła z pracy. Teraz cały czas zostaje po godzinach. W sumie mi to nie robi różnicy. Nie przypadam spędzać z nią czasu.
Powoli zaczynam się wdrapywać po schodach. Kieruje się do łazienki. Gdy już do niej wchodzę, zamykam z sobą drzwi na klucz. Zdejmuję z siebie piżamę, w której byłam cały dzień. Wchodzę pod prysznic i odkręcam kurek z wodą. Z moich ust wydobywa się krzyk, gdy czuję na swoim ciele zimny strumień wody. Na skórze pojawi się gęsia skórka. Lecz z czasem woda staje się coraz cieplejsze. Myję ciało i włosy. Okryta ręcznikiem wychodzę z łazienki. Gdy przekraczam próg pokoju, rzucam się na łóżka i zaczynam tępo wpatrywać w biały sufit.
Czy uda mi się stąd uciec ? Ciekawe czy Erickowi uda się coś załatwić ? Jak będzie mi w innym kraju ? Czy wogóle będzie ? A może nic się nie uda ?
Tysiące pytań przeplatały się przez moją głowę. Niestety na żadne z nich nie miałam odpowiedzi.
Wstałam i nasmarowałam swoje ciało balsamem. Z szafki wyciągnęłam czystą, za dużą koszulkę i dolną część bielizny. Szybko wciągnęłam ją na siebie. Wskoczyłam do łóżka i przykryłam się po samą szyję kołdrą.
Sama nie wiem czemu ale ten dzień mnie bardzo zmęczył.
Szybko odpłynęłam w głęboki sen.


                          ~*~*~*~*~*~*~
                    
- Chodź jedziemy - mówi z uśmiechem Matt - nic tu po nas - W sumie racja. Matt łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę swojego ścigacza. Nie mogę zdążyć za jego krokami. Lekko truchtam, próbując go dogonić. - Masz - podaję mi kask - no załóż.
- Dobra już - odpowiadam z delikatnym uśmiechem.
Robię to o co mnie poprosił. Gdy kask znajduję się już na mojej głowię, podnoszę szybkę. Widzę jak też nakłada go na głowę. Siada na motor i odwraca w moją stronę.
- Wskakuj mała - przerywa mi obserwowanie go - nie bój się.
- Nie boję się, przecież jeździliśmy wiele razy - siadam zaraz za nim i przytulam się do jego pleców - ruszaj.

Ze snu wyrywa mnie dzwonek telefonu. Budzę się i zerkam na wyświetlacz. Mrurzę oczy z powodu światła wydostającego się z ekranu mojego IPhone. Erick. Odbieram.
- Halo ? - mówie ospałym głosem.
- Hej -
odpowiada wesoło.
- Erick jest -
odwracam głowę i zerkam na zegarek - 3:41. Co się stało ?
- Mam dla Ciebie mieszkanie w Anglii.