sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 11

Włożyłam list do koperty i zaadresowałam do przyjaciółki. Teraz tylko trzeba trzeba porozmawiać z mamą. To będzie cięższe niż się wydaje. Odwróciłam głowę chcąc spojrzeń, która jest godzina. Lecz zapomniałam, że wszystko jest spakowane. Super... Nacisnęłam telefon. Już 15:40 zaraz powinna być mama. Zaczęłam pocierać o siebie spocone dłonie. Czym ja się tak stresuję ? O Jezusie. 
Opadłam całym tułowiem na materac łóżka i przymknęłam oczy. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe i coraz trudniej było mi je otworzyć. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

                         ~*~*~*~*~*~*~

- Rosalie wróciłam ! - usłyszałam krzyk z domu.
- Zaraz schodzę - westchnęłam 
Starałam się iść jak najwolniej tylko mogę. W sumie nie wiem dlaczego. Przecież ta rozmowa i tak mnie czeka. Prędzej czy później. Wchodzę do salonu i siadam obok mojej mamy na sofie. Ma delikatnie przymknięte powieki, a jej głowa spoczywa na oparciu.
- Mamo musimy porozmawiać - w końcu odważyłam się to powiedzieć
- Przecież rozmawiamy - mówi sarkastycznie - Coś się stało ?
- Nie, znaczy w pewnym sensie tak.
- Słucham ? - nadal nie zmienia pozycji
- Bo ja... ja... ja wyjeżdżam - jąkam się
- OK, tylko wróć przed 11 bo jutro zaczyna się szkoła. Może nawet trochę wcześniej.
- Nie mamo ! - krzyczę - Ja się wyprowadzam. Wyjeżdżam z tej zapchlonej miejscowości !
- Co !? Ale... ale dlaczego ? - momentalnie się podnosi - Nie żartuj.
- Nie na taki temat. Mamo ja już nie chcę tu żyć.
- Czemu ? Ty mnie nie kochasz prawda ?
- To nie tak.
- A jak - krzyczy, a w oczach stają łzy - Wiedziałam, że długo nie wytrzymasz. Lecz nie spodziewałam się, że tak szybko się poddasz.
- Jak to wiedziałaś  ? - zbiła mnie tym z tropu - Co ty wiedziałaś ?
- To, że cierpisz.
- A dziwisz mi się ? Nick nagadał wszystkim, że jestem jebniętą dziwką. Puszczam się z kim popadnie i wiele innych rzeczy, o których nawet nie chcę myśleć. Do tego dochodzi śmierć Matta. Nie umiem sobie bez niego poradzić. Niby minęły prawie 3 lata ale ja cały czas pamiętam każdy, najmniejszy szczegół. Cały czas śni mi się ten głupi wypadek.- łzy niemiłosiernie płyną mi z oczu - Nikt mnie nie rozumie. A ty wcale nie jesteś lepsza. Wogóle się mną nie przejmujesz. Jest tylko praca, twój  facet i wszystko na około. Wszystko tylko nie ja. Zwalasz całą winę na mnie. Przeprowadzka Ericka, odejście taty albo to, że coś Ci nie wyjdzie w pracy.
- To nie prawda - mówi cicho - Wcale tak nie jest.
- A właśnie, że tak. Jest mi bardzo przykro. Ja już podjęłam decyzję I tylko chciałam Cię o niej poinformować. Prosił mnie o to Erick.
- Dobrze jedź. - oznajmia nieco spokojniej
- Pasuję Ci to ? 
- Nie, ale widzę jak tu cierpisz. Tylko pamiętaj ja zawsze tu będę. Możesz do mnie zawsze zadzwonić albo przyjechać.
- Na pewno będę dzwonić. Nie wiem czy przyjadę. Na razie chcę odpocząć.
Mama przyciąga mnie do siebie i przytula opiekuńczo. Obie płaczemy.
- Kiedy jedziesz ? - przerywa ciszę
- Dziś - odpowiadam po kilku sekundach ciszy
Zerkam na nią. Momentalnie smutnie jeszcze bardziej. 
- Mam Cię zawieść na lotnisko ? 
- Nie, poradzę sobie. Coś wykąbinuję.
- Aha - odpowiada i milknie
Siedzimy w ciszy. Wpatruję się w jeden punkt na ścianie. Nie mam pojęcia ile czasu mija. Nie obchodzi mnie to. Mama jest teraz jakaś inna. Jakby w ciągu tego czasu zamieniła się w w kogoś obcego. Cichą i bezbronną osobę.
- Ja pójdę na górę - oznajmiam
Nic nie odpowiedziała. Po prostu mnie olałam.

                          ~*~*~*~*~*~*~

- NIEEEEEEE MATT BŁAGAM CIĘ ! - budzę się z krzykiem.
Zerkam na na telefon. 00:22. Chyba czas najwyższy wstać. Przecież nie długo muszę jechać.
Podnoszę się i siadam bezczynnie na łóżko. Jestem zalana potem. Ten sen mnie prześladuję. Codziennie to samo. Impreza na plaży, Matt i ja wsiadający na motor i dwa światła uderzające w nas z ogromną siłą. Im  bliżej rocznicy śmierci, tym sen bardziej drastyczny. Nie mogę się od niego oderwać. Ten sen jest jak cień. Zawsze przy tobie. I nikt  ie może na to nic poradzić. To chyba na zawsze zostanie w mojej psychice. Nikt nie może pomóc, nikt nic nie może zrobić. Niby chodziłam do psychologa i do psychiatry ale to na nic. Leki też nie pomagają. Po pewnym czasie ja i mama dałyśmy sobie z tym spokój z myślą, że to minie. Jak na razie nie ma rezultatu. Nikt mnie jeszcze do końca nie pozbierał po tym wszystkim. Wiem, że dużo osób próbowało ale to na nic. Udawałam przed nimi, że wszystko jest okey. Nadal udaję. Oni nie mogą znać prawdy. Po co mają wiedzieć. Żeby tylko współczuć. To jest jeszcze gorszę. Nienawidzę tego uczucia. Stało się i się nie odstanie. A ludzie, którzy patrzą na Ciebie, a w oczach widzisz litość, żal czy łaskę. To tym bardziej sobie o tym przypominasz i chcę Ci się płakać. Ale teraz będę silna. Nie będę się mazała. Nie długo będę w Anglii i zrobię wszystko żeby moje życie nie wyglądało jak teraz. Lecz najpierw muszę sobie załatwić dojazd do Los Angeles. Biorę do ręki telefon i zaczynam przeglądać kontakty. Zatrzymałam się na literce N. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś ubiorę ten numer. Sama właśnie teraz wrzucam się w ogień. Jeden sygnał, drugi.
- Rosalie ? Nie spodziewałem się, że Cię jeszcze usłyszę słoneczko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz