sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 12

- Rosalie ? Nie spodziewałem się, że Cię jeszcze usłyszę słoneczko.
- Hej Nick. Tak ja też się nie spodziewałam, że do Ciebie zadzwonię.
- Więc co się stało kochanie ? - niech mi tu teraz z takimi słówkami ie wyjeżdża - Chcesz do mnie wrócić ? A może chcesz się jakoś zabawić ? 
- Nie, fu. Mam do Ciebie prośbę. Zawieź mnie do LA. Teraz. Zaraz.
- Ohohohoho a co ja z tego będę miał ? - łapczywy chuj - Wiesz, że nie robię niczego za darmo prawda ?
- Trudno było nie wiedzieć spędzając z tobą 3 lata - krew w żyłach zaczyna buzować
- Ojej ochłoń trochę skarbie. Ok, pojadę z tobą, a odwdzięczysz mi się nie długo.
- Dzięki - szkoda, że niedługo to ja będę na innym kontynencie. Dopowiedziałam w myślach.
- O której mam być ?
- Jak najszybciej.
- Ok. Schodź juz. Zaraz będę.
Szybko zeskoczyłam z łózka i wbiegłam do łazienki. Myję zęby i obmywam twarz zimną wodą. Włosy związuję w wysokiego koka i z kosmetyczką idę do pokoju. Wkładam ją do walizki jednocześnie wyjmując wygodny strój na dziś. Ubieram się w luźny biały top i jeansowe spodenki z wysokim stanem. Postanowiłam się nie malować. Nie ma najmniejszego sensu skoro przede mną jest wielogodzinna podróż. Zamykam ostatnią torbę i ciągnąc je wszystkie za sobą staję w progu pokoju. Zerkam na niego ostatni raz ze łzami w oczach. Wychodzę. Przejście z tymi bagażami sprawia mi dość spory kontakt. Siniaki i krwiaki z wypadku nadal są widoczne, a tym bardziej je czuję. Droga po korytarzu i schodach sprawia mi duży ból. Pełno zdjęć wiszących na na ścianach przywołuję dużo wspomnień. Tych dobrych, jak i tych gorszych. Zostawiam ciężkie ładunki w holu przy drzwiach i kieruję się do kuchni. Biorę kartkę i długopis. 

Droga Mamo !
Nie chciałam Cię budzić więc w sumie wyjechałam bez pożegnania. żałuję tego. Będę za tobą tęskniłam. Może nie w dużym stopniu ale jednak coś. Jak tylko dolecę to zadzwonię do Ciebie. Liczę na to,że ułoży Wam się z Willem. Kibicuję wam. U mnie w pokoju na biurku leży list. Proszę Cię daj go Emily. To bardzo ważne. I to chyba tyle...
Kocham Cię 
Rose xx
P.S. Przepraszam za wszystko. Błagam wybacz mi.

Położyłam list na stole kuchennym i biorąc zielone jabłko obrałam kierunek wyjścia z tego piekielnego domu. Wciągam na nogi zniszczone krótkie, białe Converse i wstaję zerkając przez ramią na to wszystko. Tyle rzeczy tu się działo. Ale niestety więcej nic z ważnego ze mną się tu nie zadzieje. Wynoszę wszystkie moje walizki na podjazd przed domem i siadam na nich oczekując na Nicka. To dość dziwne siedzieć na walizkach na środku ulicy o 1 w nocy. Ale cóż. 
W oddali widać już światła reflektorów samochodu. Podjeżdża obok mnie, Otwiera szybę i tylko się patrzy.
- Co się gapisz ? - odzywa się po chwili - Jedziemy ?
- A moje rzeczy ? - mówię wskazując na torby - Same się nie włożą.
- To je włóż - oznajmia sarkastyczne wychodząc z samochodu - daj to dzieciaku - sięga po pakunki i wrzuca je do bagarznika
- Ostrożniej.
- Ciesz się, że wogóle chce Ci pomóc.
- Dobra mniejsza. Jedźmy już - próbuję ominąć kłótni.
- To gdzie zawieść piękną Panią ? - pyta zajmując miejsce w samochodzie. Odpala auto i kieruje się w stronę LA
- Los Angeles International Airport.
- Gdzie ty lecisz ? - momentalnie odwrócił się w moją stronę - Co ?
- Patrz na drogę !!! - drę się
- Spokojnie. Wyluzuj.
- Ja po prostu nie chcę powtórki. Nie przeżyłabym tego - próbuję nie dać łzom wypłynąć - Nadal się nie mogę pozbierać.
- Przepraszam - wypowiada cicho - Nie chciałem.

                     ~*~*~*~*~**~*~~*~*~**~*~*~*~~**~*

Po 30 minutach jazdy dojeżdżamy pod lotnisko. Żadne z nas nie odezwało się od czasu gdy nakrzyczałam na Nicka. Wychodzę z samochodu, biorę walizki i obieram kierunek budynku lotniska.
- Czekaj idę z tobą - czuję szarpnięcie za nadgarstek - Daj to - mówi wskazując na bagaż.
- Dzięki ale sobie poradzę - wyszarpuję rękę i  idę dalej
- Ale to nie było pytanie tylko rozkaz.
- A co mnie to obchodzi - przyspieszam kroku - Odwiozłeś mnie dziękuję. Teraz możesz jechać spowrotem.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - cały czas podąża za mną - Jak mówiłem coś za coś. 
Przyciąga mnie do siebie. Jedna ręka ląduje na mojej tali, druga zaś na karku. Powoli zaczyna obdarowywać moją szyję pocałunkami. Próbuję mu się wyrwać ale na marne jest za silny. 
- Spokojnie maleństwo. Nie zrobię Ci krzywdy.
- Nie byłabym tego taka pewna.
- Posłuchaj mnie zdziro. Bez względu na to jak daleka wyjedziesz ja i tak Cię zniszczę. Wszyscy się dowiedzą jaka jesteś. Rozumiesz ?
-  Nie boję się ciebie. Stałam się silniejsza niż Ci się wydaje. Proszę zniszcz mnie i tak długo już nie pociągnę. Ale ty i tak będziesz skończonym skurwysynem i to wykorzystasz.
- Nawet nie śmiej się tak o mnie mówić zrozumiano ? - przyciska mnie do ściany i lekko poddusza - Zniszczę Cię suko. Jesteś tylko jebaną dziwką, która nie umie poradzić sobie ze stratą przyjaciela. I co jak myślisz, że ludzie zareagują na twoje blizny ? - nagle obleciał mnie strach. On ma racje - Co ?
- To już chyba moje sprawa nieprawdaż ? - próbuję wyminąć temat - To jest moje życie.
- Ale pamiętaj, że ja byłem ważną jego częścią tak ? - coraz bardziej się do mnie przybliża - I grałem w twoim umyśle pierwsze skrzypce zgadza się ?
- Dobrze powiedziane byłeś i grałeś - odpycham go od siebie i staram się odejść - Ale już nie jesteś i nie będziesz. 
- I tak Cię nikt nie zechce wiec prędzej czy później do mnie wrócisz.
Teraz przegiął. Zabrałam się w sobie. Odwróciłam i wymierzyłam siarczystego policzka, który uderza wprost o jego pierdolony ryj.
- Ale sobie nagrabiłaś moja droga - stoi w jednym miejscu - Znajdę Cię i zamorduję.
Odchodzę jak najszybciej w stronę wielkiego szklanego budynku. Nie chcę się nawet obracać. Wtedy strach sparaliżuje całe moje ciało. Ciągnę za sobą wszystkie walizki, torby i plecaki jakie mama. Jestem już na ostatku sił gdy odkładam rzeczy na linię, która przetransportuje je do samolotu. I teraz właśnie zaczyna się moja ucieczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz